17-06-2009 23:12
Potrzeba mitu
W działach: RPG, DnD, Fantasy | Odsłony: 12
Mój pierwszy wpis na blogu!
Byłem dzisiaj świadkiem sesji DnD. Faerun, wysokie poziomy, epicka fabuła. Nie brałem udziału w grze i moja rola ograniczała się do siedzenia z boku i rozmyślań o RPG, a o DnD w szczególności.
Przede wszystkim pomyślałem, że brakuje mi klimatu high fantasy. Od dawna grałem w Warhammera, czasem też w trzymaną w realistycznej konwencji Legendę Pięciu Kręgów. Kiedy słuchałem MG, chciałem przenieść się do Faerunu, zwiedzać rozległy świat, walczyć z demonami. Nie prowadzić postaci w poczuciu, że zło i tak zatriumfuje, nie iść na kompromisy, dokonywać wielkich czynów. Słowem: pobyć chwilę w Utopii, w świecie banalnym i pseudo-Tolkienowskim (jak powiedzą zgryźliwi), lub też w rzeczywistości mitycznej, legendarnej (jak powiedzą entuzjaści heroica).
Druga myśl: światy DnD mają naprawdę duży potencjał. Miałem przed sobą ekran MP do Faerunu, dokładniej jedną z jego grafik - z niezdobytymi górami kryjącymi się w czerwonawej mgle, samotnym wojownikiem na pierwszym planie (był to Drizzt, nie czytałem, nie skomentuję) i tajemniczym portalem w głębi. Taki sam klimat przyciągnął mnie przed laty do Magic: the Gathering, taki sam zachwyca mnie w fantasy. Podróżujący przez fantastyczne krainy bohaterowie, przeżywający przygody, mierzący się ze straszliwymi przeciwnikami i oglądający prastarą magię w działaniu.
No to co, wziąć stare podręczniki do Dungeons and Dragons w rękę i grać, nie?
Nie.
Moją trzecią myślą było: DnD trzymane w konwencji heroic to kompletny niewypał. W dedekach nie uświadczysz bohaterskiej szarży Jeźdźców Rohanu na wojska wroga, która przychyli szalę zwycięstwa na stronę Dobra. Nie ma miejsca na bohaterską walkę Rolanda w wąwozie Roncevaux - równe szanse, hordy wrogów, niesamowite poświęcenie. Zamiast tego mamy dziwną mieszanką pseudotechnologii. Jazda, żeby przebić się do wrogich wojsk, używa pól siłowych w postaci czarów ochrony przed strzałami. Roland obwieszony magicznym ekwipunkiem zamienia się w czołg. W każdym oddziale wojska jest jeden mag z różdżką używaną jak karabin maszynowy.
W cywilu jest równie kiepsko - zamiast posłańców pędzących między zamkami używa się zaawansowanej telekomuniakcji pod postacią telepatii co lepszych czarodziejów, w nocy nie rozpala się ogniska, ale rzuca światło. Epicka wyprawa do krain umarłych sprowadza się do pierwszopoziomowych czarów. Objawienie się boga jest niczym niezwykłym, zazwyczaj jest wywoływane w roli magicznego odpowiednika Google.
Do tego dochodzą setki ras i potworów, wypełniające każdy setting. Każdy potwór nasłany na graczy jest traktowany tak, jak kolejny przebiegający drogę jeleń przez myśliwego: krótka suma cech, zalet, wad i możliwości bojowych. Elfy to nie tajemnicze, długowieczne istoty, obiekt podziwu wszystkich bohaterów Władcy Pierścieni(i czytelników również). To rasa długouchych i aroganckich magów, których można spotkać na każdym rogu. Brakuje tajemnicy i mistycyzmu. Brakuje uczucia zagłębiania się w dziki, nieznany świat, pożądanego dla mieszkańca naszego świata, który w ogromnej mierze został już poznany i wyjaśniony.
Nie skomentuję setek PWeków na wysokich poziomach, wskrzeszeń i mnóstwa modyfikatorów do testów psujących rozgrywkę. I wielkiej podatności na powergaming.
Nie powiem, brakuje mi systemu, który pozwalałby zagłębić się w Tajemnicy i Przygodzie, który nie byłby skrzyżowaniem kalkulatora, katalogu wysyłkowego i podręcznika biologii. Który nie roiłby się od lovecraftowskiej zgrozy (jak Earthdawn), ani nie przedstawiałby ponurych realiów średniowiecza, który po prostu pozwoliłby być przez chwilę uczestnikiem mitycznego eposu. Właściwie w nic takiego nie gra się w Polsce, nic takiego nie dorównało popularnością DnD. A szkoda.
Picture by John Howe: www.john-howe.com
Byłem dzisiaj świadkiem sesji DnD. Faerun, wysokie poziomy, epicka fabuła. Nie brałem udziału w grze i moja rola ograniczała się do siedzenia z boku i rozmyślań o RPG, a o DnD w szczególności.
Przede wszystkim pomyślałem, że brakuje mi klimatu high fantasy. Od dawna grałem w Warhammera, czasem też w trzymaną w realistycznej konwencji Legendę Pięciu Kręgów. Kiedy słuchałem MG, chciałem przenieść się do Faerunu, zwiedzać rozległy świat, walczyć z demonami. Nie prowadzić postaci w poczuciu, że zło i tak zatriumfuje, nie iść na kompromisy, dokonywać wielkich czynów. Słowem: pobyć chwilę w Utopii, w świecie banalnym i pseudo-Tolkienowskim (jak powiedzą zgryźliwi), lub też w rzeczywistości mitycznej, legendarnej (jak powiedzą entuzjaści heroica).
Druga myśl: światy DnD mają naprawdę duży potencjał. Miałem przed sobą ekran MP do Faerunu, dokładniej jedną z jego grafik - z niezdobytymi górami kryjącymi się w czerwonawej mgle, samotnym wojownikiem na pierwszym planie (był to Drizzt, nie czytałem, nie skomentuję) i tajemniczym portalem w głębi. Taki sam klimat przyciągnął mnie przed laty do Magic: the Gathering, taki sam zachwyca mnie w fantasy. Podróżujący przez fantastyczne krainy bohaterowie, przeżywający przygody, mierzący się ze straszliwymi przeciwnikami i oglądający prastarą magię w działaniu.
No to co, wziąć stare podręczniki do Dungeons and Dragons w rękę i grać, nie?
Nie.
Moją trzecią myślą było: DnD trzymane w konwencji heroic to kompletny niewypał. W dedekach nie uświadczysz bohaterskiej szarży Jeźdźców Rohanu na wojska wroga, która przychyli szalę zwycięstwa na stronę Dobra. Nie ma miejsca na bohaterską walkę Rolanda w wąwozie Roncevaux - równe szanse, hordy wrogów, niesamowite poświęcenie. Zamiast tego mamy dziwną mieszanką pseudotechnologii. Jazda, żeby przebić się do wrogich wojsk, używa pól siłowych w postaci czarów ochrony przed strzałami. Roland obwieszony magicznym ekwipunkiem zamienia się w czołg. W każdym oddziale wojska jest jeden mag z różdżką używaną jak karabin maszynowy.
W cywilu jest równie kiepsko - zamiast posłańców pędzących między zamkami używa się zaawansowanej telekomuniakcji pod postacią telepatii co lepszych czarodziejów, w nocy nie rozpala się ogniska, ale rzuca światło. Epicka wyprawa do krain umarłych sprowadza się do pierwszopoziomowych czarów. Objawienie się boga jest niczym niezwykłym, zazwyczaj jest wywoływane w roli magicznego odpowiednika Google.
Do tego dochodzą setki ras i potworów, wypełniające każdy setting. Każdy potwór nasłany na graczy jest traktowany tak, jak kolejny przebiegający drogę jeleń przez myśliwego: krótka suma cech, zalet, wad i możliwości bojowych. Elfy to nie tajemnicze, długowieczne istoty, obiekt podziwu wszystkich bohaterów Władcy Pierścieni(i czytelników również). To rasa długouchych i aroganckich magów, których można spotkać na każdym rogu. Brakuje tajemnicy i mistycyzmu. Brakuje uczucia zagłębiania się w dziki, nieznany świat, pożądanego dla mieszkańca naszego świata, który w ogromnej mierze został już poznany i wyjaśniony.
Nie skomentuję setek PWeków na wysokich poziomach, wskrzeszeń i mnóstwa modyfikatorów do testów psujących rozgrywkę. I wielkiej podatności na powergaming.
Nie powiem, brakuje mi systemu, który pozwalałby zagłębić się w Tajemnicy i Przygodzie, który nie byłby skrzyżowaniem kalkulatora, katalogu wysyłkowego i podręcznika biologii. Który nie roiłby się od lovecraftowskiej zgrozy (jak Earthdawn), ani nie przedstawiałby ponurych realiów średniowiecza, który po prostu pozwoliłby być przez chwilę uczestnikiem mitycznego eposu. Właściwie w nic takiego nie gra się w Polsce, nic takiego nie dorównało popularnością DnD. A szkoda.
Picture by John Howe: www.john-howe.com
13
Notka polecana przez: 0rion, Aesandill, Bel esprit, Gruszczy, kaduceusz, KRed, ment, Planetourist, Scobin, Senthe, Sethariel, WekT
Poleć innym tę notkę